Rozrywka
1 lutego 2019
Po weekendowy spam muszę podzielić na co najmniej dwie części – więc będą te domowe kadry i te śniegowe 🙂 po białym szaleństwie niestety pierworodny Syn mój rozłożył się przez jakiegoś wstrętnego wirusa, na szczęście długo ten stan nie trwał i wrócił do żywych cały i zdrowy. Córka zaś poległa na innego wirusa i walka trwa – oby była równie zwycięska. Ale ja nie o tym dziś. Bo „natchło” mnie nieco do opisania przemyśleń matki polki umęczonej. Oczywiście nieco dramatyzuję, na potrzeby pełnego zobrazowania sytuacji. Kto ma dzieci to złapie w lot. Otóż trzeba znaleźć równowagę. Po prostu TRZEBA. Kocham moje dzieci tak mocno, że zjadłabym ich i zacałowała w moment. Kocham ich wąchać. patrzeć jak jeść (moja mama do dziś ma taki fetysz 😉 ), przytulać, spędzać z nimi czas, pokazywać świat, rysować, tańczyć, oglądać razem bajki, bawić się – wszystko kocham. Zachwycam się każdym mądrym zdaniem, wyjątkowym rysunkiem, każdą kolejną umiejętnością. Bo matki tak mają i już. ALE… no właśnie – co to za ale? Ale doszłam do pewnego wniosku po jakimś czasie bycia mamą, że trzeba w tym całym rodzicielstwie znaleźć czas dla siebie i dla nas (mowa o nas rodzicach). Bo kiedy zostawimy dziecko wieczorem z Babcią, Dziadkiem czy naszą wspaniałą Panią Gosią, gdzie cały dzień spędzamy razem, together, to naszym dzieciom NIC złego się nie stanie. Wykąpane, najedzone, wycałowane. A my możemy wyjść ze znajomymi, do kina, na kolację, potańczyć czy poszlajać się na bulwarach latem. Bo my tego też potrzebujemy. Takiej chwili bez dzieci, które są najważniejsze, ale my też i nasza psychika jesteśmy ważni. Bo szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dzieci, co nie? Wracamy do domu stęsknieni, wybawieni, z uśmiechem na buzi, zrelaksowani i naładowani. Wracamy do Naszych Szkrabów z poczuciem, że to ma sens, że teraz jest ta równowaga, że i my jesteśmy bliżej i nam jest lepiej, że jesteśmy spokojni, bo oni na tym nie tracą (Pani Gosi pytają kiedy przyjdzie i wyganiają nas na randki), ale my też wracamy do żywych, bo tak lubimy. To nie są już imprezy takie jak kiedyś (yhmmm jak to brzmi, jakby dinozaur pisał ;P ), bo rano już trzeba wstać i funkcjonować na pełnych obrotach, ale kilka godzin wystarczy, żeby było dobrze. Bo bycie Rodzicem to nie tylko sielanka i kolorowa tęcza wokół. To też nie jest kamieniołom. Wielu ludzi daje radę. Tak już jest. Co nie oznacza, że bycie Rodzicem kończy się na byciu Rodzicem. Bo to jest jak dla mnie taki brakujący element w życiu, taki puzzel, który dopełnił wszystko. Zapełnił jakąś lukę, dodał mi skrzydeł, energii, pokazał co to jest sens życia. Ale nie zapomniałam w tym wszystkim o tych pozostałych częściach swojego życia.