Nie raz słyszałam, że każde dziecko inne. Sama zaobserwowałam to wielokrotnie. Nawet na własnych Dzieciach.
Ksawi jako Maluszek miewał trudne okresy, zwłaszcza gdy zęby były w natarciu. Marudził, jęczał, nocnych pobudek milion dwieście. Zawsze był energiczny, wszędzie go pełno było, jednak mam wrażenie, że Iga to taki Ksawi razy sto J w energii i kolejnych punktach na liście rzeczy zabronionych, a które to Dziecko szczególnie chce mieć i robić.
Pamiętam jak w rozmowach Matki z Matką, ktoś mi mówił, że Jego Dziecko to wszystkie szafki otwiera, szpera, palce do kontaktów wkłada, wspina się na sufit prawie, za obrus ciągnie, wszystko zjada z podłogi, psoci i figluje. Wtedy to ja Matka Polka wielce myślałam: „ojej, ale dobrze, że mój Ksawcio taki nie jest”. No. To Iga jest. Może z tym wspinaniem się na sufit prawie, mogą sobie piątkę przybić, ale z tego co pamiętam, a wcale to dawno tak nie było, to resztą czynności Syn mój mało się interesował. Za to Córka…. Nadrabia. Szafki, szuflady otwiera dla samej czynności otwierania, palce do kontaktów wkładać chce z uśmieszkiem na buzi, nie mówiąc już o ilości pochłoniętego piachu na dworze, czy kamieni znalezionych w buzi, albo choćby wszelkich paprochów znalezionych gdziekolwiek. A piloty?! Telefony?! Phi…. Ksawi miał w nosie takie rzeczy. Iga zaś na odwrót. Tylko któraś z tych rzeczy jest w zasięgu jej malutkich rączek i hyc! Bierze w te pędy i zwiewa, ślini, nosi i tuli. Wszelkie akrobacje typu wejście na łóżko już ma opanowane do perfekcji, pierwsze kłótnie rodzeństwa mają za sobą, bo jeszcze Igusia to taki charakterny charakter… Gdy ogląda jakąś piosenkę, a Ksawi cudowny Brat chce ją przytulić – o zgrozo! Wariatka wtedy z niej i piszczy i rękami macha! Zołza taka Malutka rośnie, temperować ją trzeba, bo ledwo 14 miesięcy ma a w domu rządzić chce. Powiedzieć jej nie, zabronić coś to tupie i płacz jak na zawołanie, palcem pstryknąć i łzy jak grochy lecą, a Panienka rzucić się potrafi już teatralnie na podłogę. Z jedzeniem też zupełnie inaczej. Ksawery jadł co dostał, w ilości odpowiedniej, zresztą do chudzielców nigdy nie należał. A Dziewczę moje chyba diety od początku sobie zapodaje, bo naprawdę dań zjedzonych w pełni, lub choćby w minimalnej ilości zadowalającej Matkę zjadła tyle, że na palcach jednej ręki zliczę. Bywa, że cieszę się, bo jednego dnia zjadła coś ładnie, zaciesz na maxa, a na drugi dzień buzi otworzyć nie chce i tylko mamusiną pierś zjada. Nie wspomnę o podróżach autem czy wózkiem… Ksawery to tylko jak go do wózka się włożyło, kilka kroków i spał, albo chociaż siedział w tym wózku, Waćpanna natomiast gardziła wszelkimi środkami transportu typu wózek czy nosidełko/fotelik samochodowy i istne arie operowe sobie urządzała, płacząc, krzycząc i Matkę doprowadzając do szału. Nie powiem, zmienia się ta akurat sytuacja na lepsze, dojadę nawet wózkiem do Ksawcia przedszkola rzut beretem od domu, to postęp jest jakiś, ale ciiiii wolę na głos tego nie mówić, bo z takimi historiami to jak chwalić się, że dzieci zdrowe. Na drugi dzień katar, kaszel, gorączka lub inna wysypka.
Tak więc właśnie nasunęło mi się na myśl, że nigdy nie wiemy jakie Dzieciątko Nam trafi, z jakimi upodobaniami, zaplanować tego nie można, a starając się wychowywać nawet w podobny lub ten sam sposób dwoje maleńkich ludzi, Oni już mają swoje zakodowane charaktery i temperamenty.