SAM_7467

Śmieszek

Ależ ten Nasz synek to śmieszek 🙂 dzisiaj zamiast skupić się na jedzeniu wolał cieszyć się do kołdry, która koło niego leżała. Fajne to uczucie kiedy patrzy się na mnie, skupia, a nagle na jego cudownej buźce pojawia się uśmiech. Moment w ciągu dnia kiedy on jest taki uśmiechnięty zaliczam do najlepszego jaki istnieje na świecie. Znalazłam też zabawy które sprawiają mu radość (oczywiście jeśli jest najedzony), a mianowicie noski noski eskimoski – zauważyłam, że w ogóle bardzo lubi kiedy się go całuje po buzi, albo dotyka mu noska, policzków, usteczek, oraz trzymanie w ramionach, kręcenie się i całowanie szyjki 🙂 ojjj, ale już jest kumaty ten Malutek nasz. Codziennie bardziej i bardziej.
Coraz mocniej dostrzegam i uświadamiam sobie też, że muszę go teraz nosić, przytulać, całować, bo czas tak szybko leci i zanim się obejrzę on już będzie dużym chłopcem i kiedy będę chciała mu dać buziaka powie mi „mamo weź bo wstyd, koledzy patrzą” 😉 więc kiedy jak nie teraz? Poza tym, kiedy zaśnie mi w ramionach i śpi tak spokojnie czuję ogromną dumę, że mam takiego syna i marzę, żeby ta chwila nasza trwała jak najdłużej. To uczucie nie do opisania i nie do wyobrażenia. To trzeba przeżyć.

A oto seria zdjęć z dzisiejszego karmienia



SAM_7403

Pępek świata

Kilka dni, a tyle się wydarzyło. Byliśmy na weekend u dziadków. Ależ są zakochani w swoim wnusiu 🙂 taki Maluch, a jest pępkiem świata wokół którego teraz wszystko się kręci. Zresztą nie da się w nim nie zakochać. Ja wiem, to moje dziecko i nie jestem obiektywna, ale naprawdę jest słodki, uroczy i kochany. No i tak szybko się uczy. W niedzielę pierwszy raz przerzucił się z boku na brzuch. Fakt faktem nie bardzo wiedział co zrobić z ręką, która pod nim została, ale to wydarzenie. Ponadto leżąc i wierzgając się zrobił w 10 min obrót o 90 stopni. Taka mobilność tym bardziej zmusza nas do jego ciągłego pilnowania. Już koniec z zostawieniem go samego na kanapie czy przewijaku. A co to będzie jak zacznie raczkować 😉 Nauczył się też powtarzać „a guuuuu”. Jego pierwsze gaworzenie… czy to jeszcze głużenie? Nieważne.
Ale to jeszcze nie wszystko! Patrzy na zabawki, chwyta je i do buzi 🙂 do tej pory tylko jak mu dałam zabawkę w rączkę to lądowała ona w pysiaku, a teraz sam wyciąga rączki do tych wiszących. Powoli też robię z powrotem miejsce dla Jego tatusia w łóżku, żeby do mnie wrócił, a Ksawcio powoli i coraz częściej śpi u siebie w łóżeczku. Nawet kilka razy sam zasnął wieczorem w nim, bez bujania, smoka i cudowania. I tak chcę żeby to wyglądało. Jeszcze trudno mi się w nocy zmobilizować żeby wstać i go odstawić, bo najnormalniej w świecie zasypiam z nim.
Ależ się dzieje 🙂 teraz moim ulubionym zajęciem jest wychwytywanie tych wszystkich nowych umiejętności. Dobrze, że póki co mam czas i chęci żeby to przelewać na bloga (kiedyś by się napisało na papier ;)). Bo tak szybko czas leci, że za chwilę się pewnie o tym wszystkim zapomni.
Co jeszcze? Dostrzegłam dzisiaj jak już nauczyliśmy się siebie. Na początku wszystko co związane z dzieckiem było dla mnie totalną abstrakcją. Nie wiedziałam jak przewinąć, nosić, jak go pielęgnować, karmić, usypiać. Co zrobić jak będzie płakał, jak się nim zajmować, co zrobić żeby mu było dobrze. A teraz coraz bardziej uzmysławiam sobie, że wiem o co mu chodzi i czego on potrzebuje. Pomimo iż nie mówi mi tego. Pamiętam jak zastanawiałam się, czy kiedyś przyjdzie taki moment, czy już zawsze będę taka zlękniona i przestraszona. Bo bałam się o niego. Bałam się, że nagle zachoruje, a ja nie będę wiedziała co robić. Bałam się, że coś przeoczę, czegoś nie zrobię i to źle na niego wpłynie. Bałam się kiedy płakał, bo nie wiedziałam dlaczego. A teraz boję się nadal, ale inaczej. Bo
wiem, że jemu przede wszystkim potrzebna jest teraz nasza miłość,
zainteresowanie, sen, jedzenie, rytuały, spacer. A reszta jakoś się sama
naturalnie układa.

SAM_7322

Ciężki dzień…

Dzisiejszy dzień był co najmniej ciężki. Ale jak to Minio powiedział – i takie dni będą.Zaczął się niewinnie… jak co rano kokoszenie taty z synkiem, potem toaleta poranna i śpiewy, spacerek, zakupy – nakupowałam Ksawciowi trochę większych ciuszków, bo rośnie jak na drożdżach, dom, okulista i… i od tego się zaczęło. Dostał kropelki na rozszerzenie źrenic, nawet po tym zasnął mi na rękach. Ba! Nawet podczas badania dna oka się nie zbudził 🙂 ale już jak staliśmy w korku włączył syrenę, bo głodny. Pojadł, ale nadal coś mu nie pasowało. W chuście trochę posiedział i to też nie to. W końcu musiałam sama go wykąpać (pierwszy raz!), pojadł i nadal marudził. Odłożyłam go do łóżeczka na brzuch i się zbudził. No to pomyślałam MASAKRA. Przekręciłam go na plecy, włączyłam karuzelę i wyszłam. Rzucał nogami, wiercił się, cieszył aż…. zasnął sam! I to sukces, pierwszy raz zasnął sam na plecach. Na brzuchu mu się zdarzało, ale w łóżeczku wieczorem na plecach jeszcze nie.

Chciałabym wrócić jeszcze do sytuacji u okulistki. Kiedy wpuściła mu te krople, kazała od razu go przytulić. Trzymałam go w ramionach, kołysałam, aż zasnął. Tak mi dobrze było, to uczucie, ta jego błoga minka, ciepło ciałka- nawet jak mi ciężko, niewygodnie to nieistotne. W takiej chwili liczy się tylko on i mogłabym tak go tulić całymi dniami. 

Dziś też sobie pomyślałam, że rodzice muszą być bardzo kreatywni. Jak dziecku coś nie pasuje to trzeba kombinować. A to zabawy, a to śpiewanie, bajki, dziwne miny, pozycje do noszenia. Przy czym teraz jest łatwo, bo taki Bąbel nie wiele potrzebuje, ale im będzie starszy tym bardziej trzeba będzie się wysilić. Zastanowiło mnie też, dlaczego zatem w Polsce firmy nie są prorodzinne? Skoro rodzice wykazują się taką kreatywnością, są zadowoleni z życia, spełnieni to są też lepszymi pracownikami. A firmy patrzą na to jedynie pod kątem zwolnień (głównie mam) i ryzyka kolejnej ciąży, zamiast dostrzec plusy wynikające z tej sytuacji. Cóż niestety tego nie zmienię….

SAM_7244

Słodziak

Kolejny dzień za nami. Nasz chłopczyk pokazał, że jest już małym facecikiem. Podczas szczepienia nie płakał! Gorzej było ze mną. Jak to jest, że ta matczyna miłość tak mną zawładnęła? Aż trudno w to uwierzyć, że jest to tak silne uczucie. Być może dzięki temu właśnie tak cieszą mnie te pierwsze razy. Co nowego? Po pierwsze nasz synek zaczął się śmiać na głos! Wczoraj Domi mając go u siebie na kolanach i rozśmieszając spowodował śmiech na głos. Mmmm… miód na nasze serca. Najpiękniejszy dźwięk na świecie. A co najważniejsze, ten śmiech jest tak szczery… Po drugie tak urósł, że musieliśmy wyjąć wkładkę z fotelika samochodowego. Nic dziwnego że dziecię było tak pokrzywione, już jakiś czas temu powinniśmy to zrobić, ale kto by pomyślał. W temacie wzrostu, Ksawi waży już 7355 g. Kawał człowieka 🙂 Dlatego też, tak wspaniałą rzeczą jest chusta. Dziś jak chciał się poprzytulać, zawinęłam go w chustę i zasnął. Uwielbiam kiedy jest taki we mnie wtulony. Ponoć dzięki noszeniu w chuście dziecko czuję się jak w brzuchu, ponadto pomaga to na dolegliwości brzuszkowe, tworzy silną więź, działa na równowagę i ma jeszcze mnóstwo innych zalet. Dla mnie to przede wszystkim możliwość poprzytulania się no i nie ukrywam posiadania wolnych rąk 🙂 Zawsze mogę ziemniaki wstawić, wyjść z psiakiem czy coś szybko ogarnąć, gdy Ksawcio ma swoją porę marudzenia. W końcu też porządnie wzięłam się za czytanie mu bajek, dzisiaj czytaliśmy o koźlątkach zjedzonych przez wilka. I tak mnie to zastanowiło, nie po raz pierwszy, dlaczego niektóre bajki, kołysanki, piosenki dla dzieci są takie drastyczne? O paziu którego zjadł pies czy tam kot, o laleczce z saskiej porcelany która się zakochała, ale jej ukochany został zbity przez przeciąg albo właśnie o kózkach zjedzonych przez wilka! Ok, faktycznie to ostatnie to w miarę happy end, bo mama rozpruła brzuch wilka i je wyjęła, ale samo to że, nożem pociachała wilka, a ten na końcu zginął śmiercią tragiczną wpadając do studni – czy to naprawdę historia dla dzieci??? Chyba muszę zacząć pisać bajki….

Przy okazją załączam świeżą porcję zdjęć.

SAM_0707

Fotografie

Jeszcze dla urozmaicenia wstawię domek Ksawerka sprzed kilku miesięcy i samego Księciunia 🙂

Loading...
X