Styczniowo-chorobowy czas
17 stycznia 2019
Dawno temu obiecałam sobie, że będę regularnie tworzyć bloga, z takimi codziennymi kadrami, codziennymi przemyśleniami, sytuacjami wartymi zapamiętania, myślami, które krążą mi w głowie. Chciałam zapamiętać szczegóły z życia dzieci i to takie, które wiem, że umkną mi po pewnym czasie, a wylane na ekran zastaną kiedyś sobie przypomniane. Dawniej blog powstawał często, bo czasu jakoś więcej było, z biegiem kolejnych lat, po pojawieniu się Igusi, rozwoju mojej motylowej firmy i codziennych obowiązkach Matki Polki, ten czas ostro się skurczył i upływa tak szybko, że ja nie liczę godzin ani dni, tylko patrzę, a kolejne tygodnie za nami. Taki lajf… nie mogę powiedzieć, że tego nie lubię, bo ostatnio zrozumiałam, że ja taka jestem. Nie umiem usiąść na tyłku i tak spokojnie sobie odpoczywać, ciągle rodzą mi się nowe pomysły w głowie z przeróżnych dziedzin życia, ciągle wynajduję sobie nowe zajęcia kiedy pracy jest mniej, wtedy nadrabiam domowe obowiązki i szykuję kolejne rzeczy. Chyba taka moja natura, muszę jeszcze nauczyć się z nią żyć, bo wieczorem mam ochotę robić nic 😀 Styczniowy czas kojarzy mi się ostatnio właśnie z chorobowym czasem… Tym razem też wirusiska zapukały nam do drzwi, ale ratujemy się domowymi specyfikami i umilamy sobie czas, po kolejnej nieprzespanej nocy. Nie obiecam sobie, że często tu będę, ale obiecuję sobie, że w tym roku będę też tutaj, na blogu, wrzucać zdjęcia nie tylko moich Maluchów, ale z sesji dla Rodzin, które odwiedzę, a które zgodzą się na publikację, bo te pojedyncze zdjęcia na facebooku, nie pokazują całości i wszystkiego. Ponadto obiecuję sobie, że będę robiła więcej kadrów dzieci z Dziadkami, Ciociami, Wujkami, bo tworząc coroczną fotoksiążkę na Dzień Babci i Dziadka, widzę ogromne braki w tym zakresie. Na koniec obiecuję sobie, żeby mniej obrażać się na aparat prywatnie i (mężu nie czytaj tego ;P) częściej go zabierać na nasze rodzinne wojaże 🙂