IMGP7647

Deszczowa piosenka

Od rana leje, ale nam deszcz nie straszny. Folia na wózek, sztormiak i w drogę. Przydałyby się kalosze jeszcze. Wychodzę z założenia, że jesień tuż tuż a pogoda może być różna, więc trzeba się przyzwyczajać do niepogody, co by nie siedzieć w domu non stop. I tak spacerowałam, słuchałam Norah Jones i było mi naprawdę dobrze. Pomijając fakt, że ZMARZŁAM, tak, tak… latem zmarzłam i to porządnie. Rąk nie czułam. Nie spodziewałam się, że skoro wczoraj było prawie 30 stopni, to dzisiaj będzie jakieś 15 :/ nic to. Muszę w sobie wypracować nawyk patrzenia na termometr 🙂 jako, że pogoda kiepska, to i Ksawcio był przez chwilę jakiś nie swój. Co prawda dużo też spał (nie dziwię mu się), ale też były momenty, że sam nie bardzo wiedział o co mu chodzi. Wtedy wymyśliłam, że położę go do siebie na brzuch, ale to też nie było zbyt atrakcyjne dla niego. Ale już zabawa, gdzie go trochę podnosiłam pod paszkami i stroiłam głupie miny – a i owszem. Śmiechu przy tym było i pisków. Naprawdę potrafi tak pisknąć, że aż sam się przestrasza 😀 a kiedy leżąc na kanapie przerzucił się na brzuch w końcu udało mu się zapanować nad ręką która nie wiedzieć czemu zawsze zostawała pod ciałem. Codziennie jakieś postępy i zmiany. Tak samo w kąpieli – to już nie jest ten Maluszek który leży i delektuje się chwilą. Teraz robi z sypialni basen, bo tyle wody nawylewa się podczas jego wierzgania. Tatuś ma teraz nie lada wyzwanie żeby go utrzymać.

Zawsze piszę o tym jak jest dobrze i cudownie. I jest, ale nie powiem, że nie ma momentów ciężkich. Ostatnio był taki dzień, gdzie jakoś wszystko mnie przerastało. Obowiązki domowe, szkoła, Ksawi, brak czasu dla siebie. Niejednokrotnie nie wyrabiam się, albo nie zrobię czegoś co sobie wcześniej założyłam, że w tym danym dniu wykonam. A co najgorsze, nie jestem w stanie robić wszystkiego tak precyzyjnie jak bym chciała. Bo chcę wyglądać jak człowiek i dbać o siebie. Chcę wyjść na dwa spacery z Ksawciem. Chcę ugotować obiad, posprzątać, poprasować, pouczyć się, popisać pracę mgr, pobawić się z Ksawerym, mieć czas na czytanie książki (tu mnie chyba poniosło ;)). Coś zawsze zrobię, ale wkurza mnie, że nie wszystko, nie zawsze i nie tak jak bym chciała. Ale… w sumie co z tego? Kiedy mi w końcu poczucie winy minie uzmysławiam sobie, że to nie jest najważniejsze. Bo co masz zrobić zaraz zrób… jutro 🙂 po prostu. Teraz moim najważniejszym i najsłodszym obowiązkiem jest Ksawi. Muszę wziąć poprawkę na to, że Nasze życie zmieniło się o 180 stopni. Jednak to naprawdę cudowna zmiana. Bo powtórzę to po raz kolejny – uśmiech dziecka jest w stanie wynagrodzić wszystko.

IMGP7380

Marzenia

Każdy z nas jakieś posiada. Dzieci marzą o nowej zabawce, zwierzątku, te nieco starsze w dzisiejszych czasach pewnie o jakiejś grze, rowerze, młodzież o wypasionym telefonie czy tablecie, studenci o wakacjach czy świetnej imprezie. Ja co prawda zaliczam się jeszcze do grupy studentów, ale mam nieco inne marzenia. Marzyłam żeby mieć dziecko. Naprawdę. Już dawno wiedziałam, że chcę je mieć. Może nie od razu, ale kiedyś. I teraz jest to kiedyś. Marzyłam o Yorku i mam. Marzyłam o tatuażu i mam. A teraz marzę, a w sumie marzymy razem z D. o domu. Mamy własne mieszkanko, ale to które obecnie chodzi nam po głowie to dom. Ściślej mówiąc segment. Z własnym ogródkiem i pokojem dla Ksawiego i w przyszłości drugiego Maluszka. W miasteczku, którego nie braliśmy pod uwagę, ale jest naprawdę cudne. Ksawi mógłby tam mieć swój basenik, a Smerfik hasać sobie cały dzień. Moglibyśmy wyjść rano na ogródek, rozłożyć na leżaczku w piżamie i napić się kawki. W cichej i spokojnej okolicy, a jednak w miejscu gdzie jest dobra komunikacja. Każdy miałby swój pokój, wielkie łóżko w sypialni gdzie dzieciaki przybiegałyby do nas z rana na bajki. Blisko parki z przeróżnymi sprzętami do zabawy. Takie nasze miejsce na ziemi, nasz azyl. A jak śpiewa Majka Jeżowska (jestem teraz na bieżąco z jej repertuarem) „marzenia się spełniają, tylko mocno, mocno, mocno w nie wierz” i ja wierzę.

SAM_8237

Pisk

Kolejny dzień za nami. Muszę przyznać, że udany chociaż nie wiedzieć czemu czuję się zmęczona. Mam nadzieję, że uda mi się zaliczyć ostatni egzamin na początku września i zamknąć raz na zawsze temat pracy MGR. Trudno jest studiować i zajmować się Bąblem. Zwłaszcza gdy planuję sobie naukę, a tu Ksawi mi skutecznie potrafi pokrzyżować te plany. A niestety o tej porze (czyt. wieczorem) nie jestem w stanie myśleć i przyswajać wiedzę dotyczącą słówek po angielsku typu błona bębenkowa, strzemiączko, nerki czy też paralaksa ruchowa (a jednak coś pamiętam ;)) To jest mój czas na spokojne czytanie, pisanie bloga czy też sen. Swoja drogą to ostatnie jest mi ostatnio najbardziej potrzebne.

Naszym pierwszym razem w ostatnim czasie jest pisk i śmiech, dosłownie chichot który w dniu dzisiejszym spowodował lawinę śmiechu mojego i Dominika. Synek nas zaraził swoim śmiechem, który nastąpił po tym jak mnie (przepraszam za wyrażenie) obrzygał 🙂 bardzo śmieszne, naprawdę. Pisk natomiast następuje na widok samego siebie w lusterku. Czyżby rósł nam mały narcyz..? Oby nie 🙂 ciekawi mnie, co taki Mały człowiek, który jest na tym świecie zaledwie 3,5 miesiąca sobie myśli patrząc na ludzi, na siebie. Czy tak jak w komedii „I kto to mówi” komentuje w myślach wszystko? Czy kiedy gugamy do niego on sobie mówi „co za wariaci”? Nie dowiemy się tego. Fajne jest jednak to, jak już na nas reaguje. Kiedy po przebudzeniu spojrzy na mnie i od razu pojawia się na Jego buźce uśmiech, to cudowna chwila.

SAM_8099

Chrzest

Ho ho! Dawno mnie nie było, ale wiele się działo. Zacznę od początku. W weekend odbyły się chrzciny Ksawcia. Był bardzo grzeczny zarówno w kościele jak i na swojej pierwszej imprezie. Pomijając fakt, że gdy ksiądz zaczął mówić, Nasze Maleństwo też zaczęło – gadać i gugać 🙂 po najważniejszym punkcie programu poszedł w kimę u mnie na rękach. Pomimo, że wszystko poszło gładko, to cieszę się, że mamy to za sobą. Z racji tego, że wszystko odbyło się w Naszym rodzinnym Dęblinie musieliśmy w poniedziałek wyjechać po 6:00 rano, gdyż czekało nas kolejne wydarzenie – szczepienie. Nie pierwszy raz, ale tym razem Ksawi jakoś to kiepsko zniósł. Samo szczepienie było ok, zapłakał chwilkę i poszedł spać, jednak potem marudził, następnego dnia też. Na spacerze, po raz pierwszy tak mi się rozpłakał, że nawet rączki nie pomagały. A ja leciałam na syrenie czym prędzej do domu. Dopiero cysio załagodził sytuację.

Pozostając w temacie cysia, nawet nie sądziłam, że karmienie piersią jest takim cudownym przeżyciem. Założyłam sobie, zanim Ksaw był z nami, że 6 miesięcy i koniec, bo przecież tyle wystarczy. Teraz przesuwam tę granicę. Nie wiem do kiedy. Póki co, są to dla mnie wspaniałe momenty. Zgodzę się, że początki bywają trudne. Rozhuśtanie laktacji, znalezienie odpowiedniej pozycji, rygorystyczna dieta… kolorowo nie zawsze jest. Jednak kiedy już się to przetrwa i nauczy, karmienie jest fajne. Kiedy tak ten mały Dzieć wtuli się we mnie, spojrzy mi w oczy i z tą piersią w buzi pośle mi swój szczerbaty uśmiech… boskie uczucie. Często podczas karmienia zalewa mnie fala ogromnej miłości. Ściska mnie w brzuchu, aż trudno to opisać. Liczy się wtedy tylko ON. Mam ochotę go złapać za rączkę i trzymać. Mogłabym tak spędzić cały dzień, patrząc jaki jest wtedy spokojny i szczęśliwy.

Uzmysłowiłam sobie dzisiaj jak wiele zmienia się po 3 miesiącu. Naturalnie zmiany są każdego dnia, ale mam wrażenie, że ten 3 miesiąc jest takim momentem przełomowym. Wiele osób mówiło nam, że pierwsze 3  miesiące są najtrudniejsze, a potem z górki. Coś w tym jest, chociaż dla mnie ten najtrudniejszy czas to tak mniej więcej pierwszy miesiąc. Wracając jednak do tematu. Po tych 3 miesiącach mamy już swoje rytuały i przyzwyczajenia. Dziecko jest bardziej kumate i komunikatywne. U nas wiele rzeczy, które do tej pory były niepotrzebne poszły znowu w ruch. A myślałam że tak wiele kasy poszło na marne, jednak jak się okazuje niezupełnie. Po prostu powoli trzeba te wszystkie dobra dopasować do siebie i swoich potrzeb. Na przykład niania elektryczna, podgrzewacz do butelek, kojec – poducha (chociaż to była moja ulubiona rzecz w ciąży, bez której nie umiałam spać ;)), śpiworek, itd. Naprawdę wiele rzeczy było bezużytecznych do tej pory, a teraz powoli powoli wracają do łask. Jak widać na wszystko przyjdzie pora.

Wczoraj stwierdziłam, że nasz synek jest narcyzem. Zainspirowana jedną z pszczółek położyłam Ksawiego na brzuchu, a przed nim lustereczko. Efekt? Chichrał się niemiłosiernie 🙂 ja wiem, że jest śliczny, ale chyba popadł w samozachwyt. Dzisiaj z kolei odkrył, że ma stopy i usilnie próbował się za nie złapać. Jeszcze słabo mu to wychodziło, ale patrząc na to jak szybko się uczy, pewnie lada moment to nastąpi, a następnie jak wszystko wylądują w jego buzi.

IMGP7201

Czas

Do wszystkiego można się przyzwyczaić i wszystkiego nauczyć. Tak sobie właśnie uzmysłowiłam, jak na początku kiedy tylko Ksawi się pojawił wszystko wyglądało inaczej. Tak trochę nasze poczynania były jakby po omacku. Nie bardzo wiedzieliśmy co robić jak płacze i dlaczego, jak karmić żeby było najlepiej, jak kąpać, jak przewijać, usypiać, uspokajać…. Wszystkiego uczyliśmy się metodą prób i błędów. Wtedy praktycznie łóżeczko było nam niepotrzebne, Ksawi w ciągu dnia był w gondoli, chodził okap kuchenny żeby był spokojniejszy, często zasypiał na rękach, a ja zaraz potem z nim. I taki krótki czas upłynął tak naprawdę, a już tak wiele umiemy, Mamy swoje sposoby na uspokojenie, ulubione pozycje do noszenia, pewne rytuały. Teraz zazwyczaj usypia sam w łóżeczku, a do pomocy ma karuzelę, smoka i przytulankę. My wtedy w końcu mamy czas dla siebie. Karmienie też już nie jest próbowaniem i nerwami, czy aby na pewno mu wygodnie, tylko jest naturalną czynnością w ciągu dnia. A były próby na leżąco, spod pachy, klasycznie, jakoś z ukosa, aż wreszcie się dotarliśmy i Ksawi leży na mnie 🙂 tak mu najwygodniej i mi też. Z przewijaniem tak samo, na początku to była KA-TA-STRO-FA. Płakał. Nie lubił. A teraz to Nasza zabawa. Tak więc stwierdzam, po tak krótkim czasie, że właśnie owy czas jest naszym sprzymierzeńcem i wystarczą chęci, cierpliwość, pozytywne nastawienie, żeby być w zadowalającym punkcie.

Z nowości to wreszcie od kilku dni używamy niani, która do tej pory była na liście rzeczy kupionych bez sensu. Na szczęście się do niej przekonaliśmy i już się przydaje.

A teraz oto Nasza dzisiejsza sesja porządnym sprzętem 🙂

Loading...
X